Autopromocja czyli słów kilka o „Kosowie”

Kosowo, literatura

Alex Kuklov napisał, co myśli o „Kosowie”. Ponieważ się lubimy, to chyba nie napisał źle.

Oczywiście warto samemu sobie wyrobić zdanie, ale dobrze też poczytać rekomendacje. Na przykład taką.

„Bez etatów i bez miłości idą pod rękę miejską dżunglą ze strachem z jednej strony, i biernością z drugiej.
Boją się podejmowania decyzji. Pokolenie po transformacji.
W poszukiwaniu siebie, swojej tożsamości, i utraconego czasu.
Momentami bolesny, ale przejmująco prawdziwy obraz współczesnych trzydziestolatków.
Debiut literacki Edyty Niewińskiej.
Szlachetna hierarchia wartości wpojonych przez rodziców, na które nie ma miejsca w dzisiejszym świecie.
Niemożność wyboru drogi, chaotyczność, ucieczka od odpowiedzialności i gonitwa za czymś nienazwanym.
Wyrazisty język, konsekwencja, metafora i symbol, sylwetki bohaterów prawdziwych. Autorka zabiera nas w podróż i opowiada swoją historię, dyskretnie wkradając się do umysłu czytelnika, konsekwentnie zmusza nas do odkrycia i zmierzenia się z naszym, własnym, intymnym, prywatnym i jakże bolesnym Kosowem.
Polecam!” 
M. Kasperowicz, Polskie Radio, TVP Kultura

Zaskakujący (dla mnie, bo jaka klasa! jaki styl! oby takich więcej) i ładny dialog na temat „Kosowa” zawiązał się na portalu Leniwiec Literacki i jak najbardziej polecam, ale już chyba raczej po przeczytaniu książki, bo dobrze im wyszła analiza tego tekstu i piątka za czytanie książek ze zrozumieniem!

A jeśli ktoś jest bardziej „wizualny”, to może do czytania zachęci go booktrailer

Wiejskie rozrywki

codzienność :), Hiszpania, Kosowo, muzyka

Przeprowadzka, na podzamcze. Zamek z kościołem królują nad głowami, zapętlone uliczki, na których ciasno skupione budynki pomalowane na nienagannie biały kolor poniżej. W jednym z nich zarzuciłam kotwicę. Rozpakowałam dwie walizki, jakie ze sobą mam, a cały mój tutejszy dobytek bez trudu się w nich mieści. Zawiozłam laptopa do serwisu, żeby mi w ramach gwarancji wymieniono nadpękniętą obudowę. Przez chwilę myślałam też o ścięciu włosów, ale sama sobie nie umiem, a fryzjerom nie ufam. Jak już zaczynać nowe życie, to żeby chociaż o tym nie zapomnieć, warto sobie jakiś znak manifestacji owego wypisać na twarzy, albo włosach. Lub ich nagłym braku.

Nowe życie wyraża się też w nowych działaniach. Nagle się okazało, że w miejscowości, w której mieszka jakieś kilka tysięcy mieszkańców, jest też mieszkaniec Ameryki Południowej, który bezskutecznie szuka partnerki do tanga. Ja zaś bezskutecznie szukam partnera do tanga od lat dwóch i ostatnie, co by mi przyszło na myśl, to że znajdę tutaj.

Właśnie trzasnęło, błysnęło i z nieba zaczęły się lać nieludzkie strumienie wody. Mój chujowy dziś nastrój całkowicie uzasadniony, pomimo właściwych uzasadnień natury ludzkiej, tej po stronie polskiej, co tylko umacnia mnie w przekonaniu, że większa część narodu polskiego ma jakąś nieuleczalną chorobę w głowie, przejawiającą się nieodpowiedzialnością, brakiem wstydu oraz beztroskim kłamaniem jak śmierdzący skunks co drugie zdanie. Może po prostu zacznę się ubiegać o hiszpański azyl z przyczyn moralno-etycznych? Na nic uczciwość, skoro z powodu jednego czy drugiego skurwiela, który albo czynszu nie zapłaci, albo pieniędzy za porządnie wykonaną pracę, człowiek zostaje na lodzie i nie może nawet gnoja w sądzie załatwić.

Z mojego punktu widzenia różnica między Polakami a Hiszpanami jest taka, że Polak narzeka, a z tego narzekania bierze się nieuczciwość, bo myśli sobie „jak mnie ruchają w dupę, to wyrucham innych”, a Hiszpan się wkurwi i powie „jak mnie ruchają w dupę, to zmienię konstytucję, żeby się zabezpieczyć przed dalszym ruchaniem” i idzie na ulicę i wysuwa konkretne postulaty pod adresem rządu, który ostatecznie wprowadza zmiany w ustawodawstwie. I jeśli ktoś myśli, że Hiszpan potrafi tylko napić się piwka podczas siesty i obejrzeć mecz Realu Madryt, to się bardzo myli. Nigdy nie widziałam tak zadbanego miasteczka, jak to, w którym mieszkam. Ma własny teatr i kino, miasteczko wielkości polskiej przeciętnej wsi, w jednym z najuboższych regionów Hiszpanii. Ceny w knajpach bardziej niż rozsądne, dzięki temu nie trzeba się zastanawiać, czy jedno popołudniowe piwo wypić w domu, czy w barze. Ludzie się znają i DO SIEBIE MÓWIĄ! Co na standardy polskie wydaje się niesamowite, a w szczególności fakt, że po czterech zaledwie dniach mieszkania tutaj już znam ze dwadzieścia osób, z czego przynajmniej połowa dobrze mówi po angielsku, a druga połowa się stara. Mogłabym jeszcze tak wyliczać… Oczywiście, że są też minusy, ale zdecydowanie pozytywy przeważają i mają znaczny wpływ na jakość życia.

No i dzisiaj, dzięki strugom deszczu za oknem, mi też się ulało. Wybaczcie. Czasem jest taki dzień, że trzeba z siebie zrzucić balast. Zapić alkoholem, wstać, otrzepać piórka i iść dalej.

Jak to, znowu świta?

codzienność :), kochankowie i całkiem zwykli faceci..., Kosowo, literatura

No przecież mogłabym wyjść wcześniej do domu, położyć się do łóżka jak człowiek, co mnie powstrzymuje? Nawet nie piję dużo, na dziesięć godzin spędzonych w różnych barach tych kilka drinków to jest nic. Rozmawiam z miłym mężczyzną, poznaję jego żonę. Lubię ludzi z pozytywną energią. Jakiś facet gra na harmonijce, zupełnie zbędnie, ale przecież mu nie zabronię. Tak naprawdę nikt mi dupy nie zawraca, jest dobrze. Ale też mam świadomość upływającego czasu oraz tego, że liczba godzin snu nieustannie się zmniejsza. Wtedy spotykam ją. Jest blondynką, ma proste, farbowane włosy związane w kitkę. Dżinsowa koszula, spodnie, ciężkie buty na nogach. Stoi przy barze koło mnie, zamawia kawę, jest piąta rano. Czuję zapach kawy, uwodzi. Ona mówi: doskonała ta kawa nad ranem. Nie, nie oczekuje ode mnie odpowiedzi. Przyglądam się jej, ma w sobie taki magnetyzm, nie mogę oderwać wzroku. Sięga do torebki po telefon, kładzie na blacie, obok filiżanki z kawą. Chwilę później przychodzi sms. Sięga, czyta, odkłada. Mówi, w przestrzeń, ale pewnie do mnie: To smutne, że on nie śpi o piątej nad ranem. Nie śpi, bo do niego piszę. Sięga do torebki, czegoś szuka. Zaczyna wykładać na blat po kolei portfel, notatnik, okulary przeciwsłoneczne, kolejne drobiazgi. Wszystko obok siebie, w jakimś idealnym porządku, choć wcale nie zamierzonym. Znajduje okulary korekcyjne, zakłada je, po czym jednym ruchem  zgarnia wszystkie starannie ułożone rzeczy do torebki, gdzie znów giną w chaosie. Mówi: Ja jestem w związku od dziewięciu lat, a teraz spotkałam go, to miłość. Nie, nie mogę z nim być, ale nie mogę ani trochę siebie mu nie dać, on mieszka w małym mieście, to uczucie jest całym jego życiem. Sięga do torebki po telefon, odpisuje mu. Potem mówi: To trudne. Nie da się tego rozwiązać. Wszystko to mówi, nie patrząc na mnie, jakby mówiła do barmana, który jej nie słyszy, uśmiecha się, ignoruje. Kiedy pytam, czy mogę jej jakoś pomóc, mówi: Nie, nic nie da się zrobić. Po czym wychodzi. Widzę przez okno, jak siedzi w towarzystwie jakichś obcych mężczyzn, śmieje się. Na pewno nie jest jej do śmiechu. Zastanawiam się, ile razy jeszcze on jej odpisze tego ranka. Zastanawiam się, jak długo ona będzie umiała nosić to w sobie. Ile ocali z tej miłości.

Zakładam okulary przeciwsłoneczne, wychodzę. Jest piąta czterdzieści. Myślę, że już nigdy jej nie spotkam.

Muj wydafca

codzienność :), czy ja jestem normalna?, kochankowie i całkiem zwykli faceci..., Kosowo

Tego nie było w planach – mój wydawca mnie kocha! Wyznał mi to dzisiaj nad ranem, po prostu nie powinnam była pić z nim do rana, to bym się tego nie dowiedziała i moje życie byłoby prostsze! Jak widać, moje życie jest znacznie lepsze od moich książek i przysięgam, że sama bym tego nie wymyśliła. O, właśnie z jakiegoś nieznanego mi numeru dostaję smsy z miłosnymi wyznaniami. Czy ja już mówiłam, że jak nie mam faceta, to nie mam, a jak mam jednego, to całe tabuny mnie wtedy kochają? To jak jakiś pieprzony casting! U mnie nie może być normalnie, cały czas staram się do tego przyzwyczajać. Jak widać nie do końca mi to wychodzi.

To był mój ostatni wypad do knajpy w tym roku – od teraz tylko domowe pielesze. Trzeba przyznać, że ‚jak już robię event, to na pół gminy’ – to podsumowanie, które rzuciła moja koleżanka po wypadku samochodowym, w którym brałam udział, a do którego zjechała się cala straż pożarna z okolicy oraz mnóstwo policji, mimo, że wszyscy byli cali i zdrowi, nadal jak widać aktualne. Jak już wydaję książkę, to z wielkim hukiem. Może jeszcze powinnam mieć teraz romans z jakimś aktorem-celebrytą? Aaaaa, z jednym wczoraj nawet piliśmy piwo, więc w sumie wykonalne. Jakbym go ładnie poprosiła o pomoc, to na pewno by nie odmówił.

Czy ja aby na pewno w dobrym momencie powiedziałam sobie: I want my life back? Bo ostatnio to jak wiadomo… było nieciekawie, niedobrze, smutno, beznadziejnie. I chciałam, żeby było barwnie, jak kiedyś. A tutaj… No, może troszkę przesadziłam? Czy nie? Sama nie wiem…

Czasami mam wrażenie, że miesza mi się życie z moimi książkami. Nie wiem, co było pierwsze, kto kogo wymyślił. Może jestem bohaterką swojej własnej powieści? Trochę w sumie tak jest, bo całe życie wymyślam sobie swoją własną historię. No i dobrze, tego się trzymajmy.

Piosenka na mój dzisiejszy nastrój…

Takie tam…

codzienność :), czy ja jestem normalna?, kochankowie i całkiem zwykli faceci..., Kosowo

Dni ostatnio jakoś płyną szybko, szybciej, aż chwilami czuję, że to chyba jakaś wirtualna jest rzeczywistość. Ale nie, prawdziwa. Na szczęście! Jakiś czas temu rozmawiałam z kimś o tzw problemach i usłyszałam pytanie:

– Czy Twoje problemy da się rozwiązać pieniędzmi?

– Tak, odpowiedziałam, bo chyba tak właśnie pomyślałam.

– W takim razie nie są to prawdziwe problemy.

Ktokolwiek to powiedział – wielkie dzięki, bo otworzyło mi to oczy! To są tylko chwilowe kłopoty, nic poza tym. Life is just simply more than that!

Ostatnio zwyzywano mnie od pisarek i niepoprawnych optymistek – dziękuję wam wszystkim za to i proszę, róbcie to częściej, bo niezmiennie wywołuje to uśmiech na mojej twarzy. Mało tego – od optymistek mnie wyzywano często, ale żeby mnie zwyzywali od pisarek, to ja marzyłam o tym jakieś dziesięć lat! Dlatego proszę, nie żałujcie sobie, walcie śmiało… :)

A tak naprawdę to zostało mi już kilka dni do wylotu do Irlandii! We wtorek wieczorem – lubię wyloty wieczorem – wsiądę na pokład samolotu i pofrunę na półtora miesiąca życia rodzinnego w pakiecie z siostrą, chrześniakiem, ciążą (nieeeee, nie moją!) oraz ciężkostrawną irlandzką rodziną (też wszakże nie moją). Oczywiście wyjątkiem w tej rodzinie jest mój wspaniały szwagier, dla którego specjalnie zrobiłam ponad litr mię†owej nalewki własnymi rękoma!

Dla tych, których to interesuje – mój nowy związek ma się dobrze, dziękuję. Termin trwałości na pewno do wtorku, do wylotu, a co będzie później – czas pokaże. Mam duuuuuży spokój jeśli chodzi o to, co się wydarzyło i po raz pierwszy od wielu, wielu lat nie miotam się, nie panikuję, nie mam lęków i po prostu jest mi dobrze. Takie uczucie trzeci raz w moim życiu, ja wiem, co ono znaczy. Może dlatego, że on jest po prostu taki cudownie normalny? Jest normalny w kategoriach normalności, ale jest też normalny w moich kategoriach, więc jakby dość idealnie. Ok, nie ma ideałów, choć on twierdzi, że ja nim jestem. Nie, w ostateczności nie jest to pierwszy mężczyzna w moim życiu, który upiera się przy tym, że jestem kobietą idealną. Tym, którzy mają wątpliwości przypominam, że idealna kobieta nie oznacza damy bez wad. Idealna kobieta jest po prostu spełnieniem marzeń. A marzenia jak wiadomo są najprzeróżniejsze…

Tym, którzy mogliby się zmartwić, że wydanie jednej książki niewiele w tym kraju oznacza, chciałabym powiedzieć, że połowę drugiej już mam napisaną i nie zamierzam na tym poprzestać.

Tymczasem życzę wam wszystkim udanego weekendu!

WYDAJĘ KSIĄŻKĘ!

codzienność :), czy ja jestem normalna?, Kosowo

Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra! Hurra!

(tylko na tyle mnie dzisiaj stać :)

Good times are just coming

codzienność :), czy ja jestem normalna?, kochankowie i całkiem zwykli faceci..., Kosowo

Garść dobrych wieści z życia, nie w Albanii wszakże, choć jestem wam nadal winna jedną, ostatnią albańską historię, ale to może jutro, jeśli nie będę miała zbyt wielkiego kaca. Tymczasem historie będą polskie, no może z mojego punktu widzenia mało, ale…

Po pierwsze niedawno, bo dokładnie w beaujolais nouveau wygrałam pierwszą w moim życiu nagrodę! Weekend dla dwojga w Hiszpanii, nad morzem i wogóle… Nie będę się teraz nad tym rozwodzić, bo mam 13 miesięcy na zrealizowanie tego pobytu, więc pewnie jakaś relacja będzie – dodam tylko, że Andalucia, ja wszakże zawsze chciałam tam pojechać :) Przez cały weekend nie mogłam uwierzyć mojemu szczęściu. Pierwszy raz w życiu coś wylosowałam, było to nieoszukane losowanie, no i od razu najlepszą nagrodę wieczoru.

Jak mawia mój przyjaciel D: była to jaskółka w tunelu. Zresztą D losował i nie oszukiwał!

Następna rzecz przydarzyła się dzisiaj. Otóż dwa dni temu znów zdobyłam się na odrobinę nadziei i wysłałam moją książkę do kilku wydawnictw. Rezolutnie pomyślałam wszakże, że jak będą mi coś proponować, tłumacząc się niebotycznymi kosztami, jakie muszą ponieść w związku z produkcją nakładu, co w konsekwencji ma oznaczać, że ja ze sprzedaży książki niczego nie dostanę, to ja przynajmniej chcę wiedzieć, ile naprawdę kosztuje jej wydanie. W związku z tym wysłałam książkę także do wydawnictwa, które proponuje, że wyda książkę na życzenie. Pomyślałam, że nie wydam, bo mnie nie stać, ale zapytam i mnie wycenią. No i oto dziś rano mail – ponieważ książkę wysyłałam dwa dni temu w nocy, więc stwierdziłam, że przynajmniej ktoś mi odpisał, że nie interesuje ich taka ‚literatura’…

Tymczasem…

„Zapoznałem się z tekstem, oczywiście czytając obszerne fragmenty. Bardzo ciekawa proza. Zauważyłem, że warstwa dialogowa posiada niezbędną wartość dynamizmu, co już czyni Pani prozę cenną. Dobry zmysł obserwacyjny daje Pani możliwość kreślenia postaci i zdarzeń ze skrupulatnością średniowiecznego skryby. Ma Pani dar pisania dialogów, umiejętnie potrafi wyhamować lub przyspieszyć akcję. Gratuluję. A poniżej nasza propozycja, gdzie znajdzie Pani również kosztorys.

Proponuję umowę niewyłączną, to znaczy gwarantującą autorowi możliwość równoległego wydania książki w innym wydawnictwie, prawa autorskie pozostają przy Pani. Ze względu na tekst, który uważam za dobry, ceny bardzo zaniżyłem i zaproponowałem nasze działania.

No i tym sposobem… Zaproponowano mi wydanie, jeśli poniosę 50% kosztów produkcji. Nie jest to propozycja marzeń, ale też nie jest to dramat. Przyjaciel już zaproponował 500zł za swoje logo na okładce, więc może po prostu zrobię taką akcję, powysyłam maile do wszystkich z propozycją, że logo za 500zł lub 1000zł? A może WY o tym powiecie swoim znajomym? Każdy zainteresowany otrzyma ode mnie dodatkowe informacje dotyczące promocji i dystrybucji. Wiecie, jak mnie znaleźć…

A o czym jest ta książka?

„Kosowo” to historia współczesnych trzydziestolatków, którzy gubią się w swoich uczuciach w poszukiwaniu tej jedynej miłości, w którą przecież już nie wierzą. Bohaterką jest Aniela, która straciła wszystko, na czym jej zależało – ukochanego mężczyznę, wiarę w siebie, umiejętność decydowania o swoim losie… Desperacko wplątuje się w kolejne związki, które mają być lekarstwem na złamane serce – najpierw w relację z wymarzoną kobietą, później w związek udający przyjaźń z transseksualistą. Jednak wciąż czeka na coś, co ponownie odmieni jej życie. Pewnego dnia dostaje list z przeszłości – mężczyzna, którego kochała nad życie, proponuje jej spotkanie w Belgradzie. Czy Anieli uda się odzyskać ukochanego i wiarę w miłość? Czy weźmie wreszcie odpowiedzialność za swoje życie?

Kosowo to stan umysłu naszej bohaterki, pełnej obaw i lęków, przejawiających się lekką postacią prawdopodobnie urojonej nerwicy. Sytuacje, które ją przerastają, czytelnikowi wydają się nieco banalne, a z całą pewnością zabawne. Jej filozofia życiowa, prosta i niewyszukana, jest w gruncie rzeczy szczera i poruszająca. Jej pragnienie miłości, prośba o czułość i ciepło, są poruszające. Jej problemem jest ucieczka od odpowiedzialności za własne decyzje, które kreują jej rzeczywistość. Aniela jest jak Kosowo – teoretycznie niepodległe państewko, które zawsze będzie leżało w strefie wpływów potężnego mocarstwa. Jej serce i umysł są jak Kosowo – kraina, która stale i bezskutecznie usiłuje się odrodzić ze zgliszczy po bratobójczych walkach. Mimo wszystko Aniela jest bohaterką, która rozczula czytelnika – w głębi duszy wszycy pragniemy, by życie wreszcie ułożyło się po jej myśli. Czy tak się stanie? Zakończenie pozostawia przestrzeń dla czytelniczej wyobraźni – każdy z nas może zdecydować na swój sposób o przyszłości Anieli, która w trakcie lektury staje się trochę jakby przyjaciółką, z którą przez chwilę straciliśmy kontakt, a teraz nadrabiamy opowieścią stracone lata…

Oczywiście książkę moją przeczytało już pewnie ze trzydzieści osób, co także oznacza piękne recenzje „Kosowa” od czytelników!

Od mamy A, pięknej kobiety z niedużego miasta, chwilę po pięćdziesiątce…

„Czytając „Kosowo” zrozumiałam, jak mało pytań zadawałam sobie i jak mało zajmowałam się własnymi emocjami. Obcując przez te kilka dni z Anielą postanowiłam nie zgrywać zbyt często bohaterki przed samą sobą i wykazać odrobinę odwagi w okazywaniu słabości (taki efekt terapeutyczny). Cudowny styl i poczucie humoru.”

Mam nadzieję, że jej się udało dotrzymać danego sobie słowa!Ja po otrzymaniu tego listu byłam tak wzruszona, że miałam łzy w oczach…

Kolejna od nauczyciela A, człowieka zupełnie mi nieznanego, który przeczytał książkę i napisał kilka bardzo, bardzo osobistych słów!

„Przeczytałem „Kosowo”. Cieszę się, że ktoś właśnie o tym napisał książkę. Od pierwszych stron wiedziałem, że chcę ją przeczytać całą, bo jej treść odbiorę osobiście. I tak też się stało, bo widzisz ja właśnie w swoim życiu trafiam na takie kobiety. Niezwykłe, ale totalnie niepoukładane. Bardzo inteligentne i wiedzące co należałoby zrobić, aby sobie to życie ułożyć, ale kompletnie nie potrafiące podjąć decyzji, nie mówiąc już o działaniu. Oczywiście jest to zasługą mężczyzn, których spotkały wcześniej. Ojców, partnerów, a najczęściej obu. Przez spustoszenie jakiego dokonali u tych kobiet – tak jak to jest ukazane w książce – prawie niemożliwy jest z nimi normalny związek. Wierz mi, próbowałem. Po kolejnej porażce mówię sobie, że teraz poszukam jakiejś poukładanej i nieskomplikowanej dziewczyny, ale nic z tego nie wychodzi. Takie w ogóle mnie nie kręcą. Wciąż fascynują mnie właśnie takie, jak bohaterka „Kosowa”. To nie wariatki i jest ich bardzo dużo, tylko raczej nie pokazują na co dzień jaki bałagan mają w głowie.Wierz mi, próbowałem. Bardzo chciałbym, aby ta książka została wydana. Powinno ją przeczytać jak najwięcej ludzi, przede wszystkim mężczyzn.”

No i oczywiście A, który czytał ją chyba jako pierwszy, pochłonął ją w jedną noc, w środku nocy pisał mi smsy w trakcie lektury, a na koniec napisał: WCIĄGA JAK CHODZENIE PO BAGNACH! Muszę jeszcze dodać, że to przez A skończyłam tę książkę, choć trudno te okoliczności nazwać sprzyjającymi… A – zemszczę się na Tobie w drugiej książce! Jestem w połowie jej pisania i uwierz mi – plan zemsty mam baaaardzo precyzyjnie ułożony…

Tym niemniej – fakty są takie, że jestem o krok od wydania pierwszej książki. Po dwóch latach od jej ukończenia. Trochę jeszcze nie mogę w to uwierzyć, ale mam na to cały weekend! Książka będzie miała wszystko, co trzeba, będzie do kupienia w Empiku, w księgarniach i po prostu to jest niesamowite!

Teraz, pokrzepiona tym faktem, powinnam jeszcze znaleźć lorda z zamkiem w Irlandii i go poślubić, bo w końcu nie dalej jak 2,5 miesiąca temu obiecałam, że przez kolejne 33 lata mojego życia będę miała 6 mężów. Czas zacząć realizować złożone sobie obietnice. Aha no i przed wyjazdem do Irlandii powinnam podpisać umowę przedwstępną na sprzedaż mieszkania. To by oznaczało, że znowu wszystko się układa, jak trzeba. No nic, jeszcze 11 dni do wylotu, wszystko może się zdarzyć.