Dzień Niepodległości

przemyślenia antropologiczne, wolontariat

W Polsce apokalipsa. Patrzenie na to, czytanie w gazetach, powoduje odruch wymiotny i wtedy odzywa się jakiś głos wewnątrz, że dobrze wybrałam tę emigrację. Przerażający popis nacjonalizmu, a takie rzeczy wiadomo do czego prowadzą… Wystarczy przypomnieć wojny bałkańskie i nie ma pytań. Boję się nacjonalizmu, boję się zjedzonego przez tę chorą ideologię mózgu. Robię, co mogę, żeby ten świat był nieco lepszy, działam w POLSKIEJ organizacji pozarządowej, mimo, że nasze działania jako pierwsze zostały zaatakowane hasłem „ideologia gender” i przyrównane do komunizmu. Rok 2012 w Polsce był dla mnie rokiem homofobii, ksenofobii i dyskryminacji. Z mojej perspektywy polskie media nie mówią o tym, co dobre, informują o samych polskich dramatach. Boję się o tych, którzy w Polsce zostali.

To też mój osobisty dzień niepodległości. Po latach wręcz boju o sprzedaż mieszkania, wreszcie efekty. Przeszłam gehennę z bankiem, próbując skompletować dokumenty niezbędne do sprzedaży mieszkania z kredytem. Z powodu banku straciłam dwóch klientów. Teraz wreszcie udało mi się znaleźć ludzi miłych, rzetelnych i rozsądnych. Jestem przerażona, że jakiś diabeł wyskoczy z tego pudełka i coś pokrzyżuje mi plany, ale zarazem ślę dobre myśli w kosmos, żeby udało się to sfinalizować w ciągu najbliższych czterech tygodni, tak, jak się umówiliśmy. Ta cała procedura, bank straszący co chwila bóg wie czym, sterroryzowały mnie. Marzę o dniu, w którym sprzedam mieszkanie i będę niepodległa. Wyzwolę się od systemu, który lubi trzymać ludzi w strachu i lęku, o wszystko, o cokolwiek. To nie tylko zakończenie toksycznego związku z bankiem, to wyrwanie się z polskiego matriksa. Oczywiście jest też jakiś hiszpański, unijny i nawet pewnie andaluzyjski matriks, ekonomiczny system, który nas więzi i poniewiera, a skala odczucia tego ucisku jest kwestią bardzo osobistej wrażliwości. Nie dyskutuję o tym, czy gorzej ma polski bezdomny umierający na chodniku w Sevilli, bo szpital uznał, że nic mu nie jest i odesłał na ulicę, czy „przeciętny” człowiek, który codziennie znosi fochy szefa, bo musi spłacać kredyt. Gdybyśmy naprawdę mogli wybierać, nigdy nie wybralibyśmy żadnego z tych czy wielu innych, równie przygnębiających scenariuszy. Chcielibyśmy być szczęśliwi i każdy z nas dobrze wie, co go uszczęśliwia. Ostatecznie, kiedy przychodzi chwila próby, okazuje się, że do szczęścia wiele nie trzeba. 

Osobiście mam dziś nadzieję, że za miesiąc będę bez lęku i zupełnie szczęśliwie świętować osobisty dzień wyzwolenia z matriksa. A potem pojadę na szkolenie i jako przedstawicielka organizacji pozarządowej będę opowiadać, jak bardzo język, zwłaszcza język publicznego i medialnego dyskursu, potrafi być manipulacyjny. I jak mnie ktoś zapyta, to powiem, że jestem feministką i wyznaję ideologię gender. 

Dodaj komentarz